Racjonalność, recepta na Życie..
Proza Miłości rozdział 15
Czasem wszystko się rozjeżdża. Myśli, rytm, sen, ludzie.
Zaczynasz tęsknić nie za kimś, ale za stanem — za normalnością, za chwilą, w której świat nie walił się od środka.
Za oddechem bez analizy, za prostotą gestu, za ciszą, w której nie trzeba nic tłumaczyć.
I wtedy człowiek siada, zapisuje, żeby nie zwariować. Żeby choć słowem złapać równowagę.
PO PROSTU TĘSKNIĘ ZA NORMALNOŚCIĄ
Pełny chaos. Strumień świadomości.
Każdy jest w swoim czasoprzestrzennym wymiarze i na swój sposób szuka szczęścia. Bo szczęście to ciepły, miły koc.
Jestem uważny, bardzo rozważny. Dużo nie ważę, ale wiem, że ważny jestem — dla siebie samego. Choć czasami czuję, że wsiadłem, przysiadłem w złym przedziale, w złym rozdziale. Jadę niekomfortowo, zbieram odciski, zaklejam je plastrem, czekam na rezultaty — bez z góry obranej daty.
Czasami odklejam się od własnej tożsamości. Cierpię w środku, a na zewnątrz klepię wszystkich anfas. Z boku się przyglądam — bez obecności, z litości, niestety bez asertywności.
Przyjmuję do głowy problem kilowy, oswajam się z nim i rozkruszam na gramy.
Staję się zawodnikiem, zawodowcem, prawdziwym rewolwerowcem: z pół obrotu, bez oddechu, w skupieniu chwilowym rozwalam i wspinam się na szczyt. Bo poznaję i cały czas odkrywam siebie.
A potem myśli, myśli — czterdzieści pięć tysięcy dziennie.
I o czym człowiek myśli? 🤔
O niczym.
Zawiesza się na jednej, a reszta to przerywniki, nic nieznaczące, od tematu głównego odpychające.
Czarne chmury przeganiające.
Ale po co tracę siłę, moc? Czy naprawdę po to, żeby zamienić życie w ciepły, miękki koc?
Rady? Nie daję. Już nie.
Wchodzę w konflikty, wnikam w nie, przenikam je i wychodzę na swoich zasadach.
Dojrzałość jest zajebista.
Ale stawką zawsze jest ludzkie życie.
Bo jeśli ktoś świadomie poddaje swoje jedyne życie pręgierzowi oceny innych — nigdy nie zazna swojego własnego, na własnych warunkach, przeżycia życia przez duże Ż.
Dlatego samotność bywa smakołykiem.
Z czasem zaprzyjaźniasz się z nią bardziej niż z ludźmi nie-szczerymi.
A potem nagle śmiech, potem łzy, potem cisza.
Bez kontroli wpadamy i na chwilę się unicestwiamy, żeby w odrodzeniu odnaleźć miłość.
Bo bez Miłości nie ma nas.
Sercem smagać Serce Twoje — i roztapiać zbroję.
Powoli, dźwięk za dźwięk, oddech za oddech..
Najpiękniejsze, co nas wznosi, to Miłość.
Bez niej nie ma nas.
Bez nas — nie ma jej.
Straciłem na chwilę sens.
Nie wiem, jak się wznieść.
Teraz życie za mnie podejmuje decyzje i mnie lekko poniewiera.
Kocham platonicznie. Boję się.
Kołyszę się oddechem, bezdechem. Zakrapiam oczy. Łzy lecą cierpliwie, naznaczają stan.
Człowiek cały czas gna.
Pędzi tak, że gubi kierunek.
A wtedy może stracić kontrolę i pójść w bok.
Wytyczne, które miał wpojone, zostają wypalone.
Droga, choć prosta i łatwa, nagle robi się kręta i ciemna.
Każdy z nas ma swoją drogę do przeżycia.
I tylko od nas zależy, jak długo będziemy błądzić, zanim odnajdziemy punkt zwrotny.
Nikt z obecnych równolegle nie doradzi, jak się w swojej głowie odnaleźć.
Ale są tacy, co próbują — bo się przejmują.
I dlatego się edukują, by wykładnię uniwersalną przedstawić,
żeby przy wchodzeniu lub schodzeniu na szczyt za szybko się nie zatracić.
Jest jak jest. Inaczej nie będzie.
Trzeba cieszyć się z tego, co jest.
W tej wolności, paradoksalnie, rodzi się Miłość — najpierw do siebie, potem do świata.
Bo koniec to nie zamknięcie.
Koniec to początek.
A w tym początku — cała moc. Całe życie. Cała nadzieja.
Każdy napierdala na każdego, ale każdy jest nikim.
Czasem pisanie to jedyny sposób, by nie oszaleć.
Nie dlatego, że świat jest zły — ale dlatego, że coraz trudniej w nim być prawdziwym.
Tęsknię więc. Nie za dawnymi czasami, tylko za normalnością.
Za tym, by być człowiekiem, który czuje.
I który mimo wszystko — nadal potrafi kochać.
Wolność i Miłość. Reszta… to tylko bez kitu. drobniaki..
Komentarze
Prześlij komentarz